Blogger: BE3_aka_TiViG
Miasto: Lublin
Dystans: 1129.72 km
W terenie: 348.70 km
Prędkość średnia: 19.91 km/h
Styl jazdy: Enduro/FR
Kontakt: GG: 2215922


Dane wyjazdu:
0.00 TRP
0.00 Teren
RID
AVS
0.00 MAX
°C
M
Rockrider 9.1

Majówka po c***u :/

Poniedziałek, 3 maja 2010 · Dodano: 03.05.2010 | Komentarze 12

Weekend majowy właśnie dobiega końca. Co robiłem całe 3 dni? Oczywiście śmigałem na rowerze po górach, dwa razy przez sen i setki razy w myślach patrząc z balkonu na zamglone, ledwo widoczne góry. Oficjalnie uznaję weekend majowy za zmarnowany w 100%-ach. Mam tylko cichą nadzieję że zły początek Maja skończy się w ciągu tego tygodnia a później będzie już tylko piękna wiosenna pogoda, idealna na długie górskie wyprawy.

Może nie zmarnowałem tak całkiem tego weekendu bo z nudów zrobiłem sobie podstawkę pod rower, taką ala serwisową, lekko unosi tylne koło w górę co pozwala na swobodne kręcenie pedałami np podczas regulowania przerzutek itp. Ale nic specjalnego, trochę drewna i tyle :). Mimo to z pewnością się przyda.

Jutro wracam do pracy, moje L4 niestety uległo przedawnieniu. Palec oczywiście nie zagoił się jeszcze w pełni, potrwa to zapewne ze 3 tygodnie zanim całkiem się zregeneruje. Ale cóż, jak mus to mus. Dobrze że na III zmianę, przynajmniej się rano wyśpię.

Zamówiłem też część sprzętu. Mianowicie kask Scott Karma, nie jestem tylko pewien który rocznik, ale mam nadzieję że 2010. Zapłacę za niego 190zł po znajomości. Wziąłem też ochraniacze na kolana Race Face Dig Knee za 170zł :). Myślę że dobry interes. Do tego muszę wybrać jeszcze buty, okulary, rękawiczki i trochę akcesoriów do roweru tj. torba pod siodło, koszyk na bidon, bidon i trochę narzędzi. Ciężko będzie się wyrobić z kasą i chyba rozłożę to na dwie raty. Najważniejszy był kask i ochraniacze :).
Kategoria Inne




Dane wyjazdu:
51.50 TRP
30.00 Teren
RID
AVS
0.00 MAX
°C
M
Rockrider 9.1

Rekreacyjnie kilka razy

Wtorek, 27 kwietnia 2010 · Dodano: 27.04.2010 | Komentarze 4

Trzy bardziej rekreacyjne wycieczki na Zaporę, po Wapienicy, po Lotnisku, pod Dębowiec, pod starą skocznię w Cygańskim. Żadnych ekstremalnych tras bo trochę trudno z palcem w bandażu. Poza tym jeździłem z dziewczyną :). Uzbierało się ponad 50km no to czemu by ich nie dodać do statystyk. Dzisiaj też gdzieś wyjadę, trzeba korzystać z ładnej pogody.
Kategoria 050-100km




Dane wyjazdu:
0.00 TRP
0.00 Teren
RID
AVS
0.00 MAX
°C
M
Rockrider 9.1

Centrowanie/Prostowanie tarczy hamulcowej

Sobota, 24 kwietnia 2010 · Dodano: 24.04.2010 | Komentarze 4

Miałem dość całej gamy odgłosów wydawanych przez tarczę ocierającą o klocki hamulcowe. Sprawdziłem wszystko bardzo dokładnie i okazało się że tarcza ma lekkie bicie w dwóch miejscach. Poszperałem trochę w sieci i postanowiłem spróbować pozbyć się problemu.

Potrzebujemy mały klucz nastawny, dystanser (to już kwestia indywidualnej kreatywności) i coś do rozchylenia klocków hamulcowych.

Odkręcamy zacisk hamulcowy i pozbywamy się z otoczenia wszystkich głośnych dźwięków. Cisza będzie bardzo pomocna. Rozkminiamy sobie jakiś dystanser, ja go zrobiłem w bardzo prosty sposób wykorzystując uchwyt od odblasku rowerowego i dłuższą śrubkę. Montujemy taki dystanser i przykładamy go do tarczy. Obracając powoli kołem będziemy widzieć i słyszeć w którym miejscu tarcza ma bicie. Wyłapujemy ten fragment tarczy i lekko za pomocą klucza nastawnego staramy się go naprostować. Ponownie kręcimy kołem i nasłuchujemy oraz uważnie obserwujemy tarczę. Powtarzamy te czynności aż do chwili kiedy tarcza przestanie ocierać o dystanser. Musimy uważać aby dystanser się nie odsunął bo wtedy nawet gdy tarcza będzie miała bicie to tego nie usłyszymy.



Na zdjęciach widać dokładnie jak to wszystko wygląda. Ogólnie metoda jest bardzo prosta ale nie gwarantuję że każdemu się uda. Nie gwarantuję też że taka naprawa będzie długotrwała. Sam jeszcze nie robiłem jazdy próbnej, ale jak się później wybiorę to dam znać czy wszystko działa jak należy.
Myślę że warto mimo wszystko spróbować zanim wyda się 60zł na nową tarczę.

PS.
Nie patrzcie na łańcuch, jest do czyszczenia :P
Kategoria Warsztat




Dane wyjazdu:
0.00 TRP
0.00 Teren
RID
AVS
0.00 MAX
°C
M
Rockrider 9.1

Nowy layout

Czwartek, 22 kwietnia 2010 · Dodano: 22.04.2010 | Komentarze 5

Jak widać postanowiłem popracować trochę nad wizualną stroną bloga. Nie będę się rozpisywał ile na tym nerwów zjadłem i na ilu forach się zarejestrowałem aby uzyskać pomoc. Moje pojęcie o HTML/CSS jest mniej niż podstawowe a powiem nawet że żadne. Ale dałem radę, metodą prób i błędów, trochę intuicyjnie. Efekt jaki chciałem osiągnąć osiągnąłem i jestem zadowolony bo tak naprawdę nikt mi w niczym nie pomagał. Layout również jest mojego autorstwa, miał być prosty ale ładny, kolorystyka dość ciemna więc na monitorach o słabym kontraście może się nie wyświetlać tak jak powinien. To samo tyczy się przeglądarek, na FireFoxie jest git, ale na innych przeglądarkach może być lipa.

Komentarze mile widziane ;). Pozdrawiam.
Kategoria Inne




Dane wyjazdu:
30.00 TRP
30.00 Teren
RID
AVS
0.00 MAX
°C
M
Rockrider 9.1

Szczyty Beskidu Śląskiego

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Dodano: 21.04.2010 | Komentarze 5

Moim celem w Bielsku była Szyndzielnia, planowałem tam wjechać dopiero za rok gdy wyrobię sobie jakąś kondycję fizyczną. Chciałem podjechać do kolejki linowej i z niej skorzystać...

...wyjechałem z domu po 17:00 z zamiarem przejażdżki rekreacyjnej po lotnisku. Zabrałem jednak plecak, kanapki, wodę, herbatę i trzy snickersy. Minąłem lotnisko i pojechałem dalej, na granicy lasu zatrzymałem się na chwilę i nawet przez myśl mi nie przeszło żeby wracać, zobaczyłem las i drogę pod górę, nie mogłem się powstrzymać, pojechałem dalej.

Powoli wspinałem się coraz dalej i wyżej. Robiło się coraz bardziej stromo. Wyruszyłem z domu na głodnego więc chwilę odpocząłem i wszamałem sobie snickersa. Oczywiście ja mogłem jechać dalej ale to rower mi się zmęczył i musieliśmy zrobić przerwę :D.

W pewnym momencie droga mi się urwała i mogłem albo wrócić albo wspinać się na ślepo po stromym zboczu przez gęsty las. Oczywiście zacząłem morderczą wspinaczkę pod górę.

Zdjęcia słabej jakości ale doskonale widać że nie było tam żadnej ścieżki. Pełno gałęzi, kamieni zasypanych liśćmi, dość ślisko i stromo. Męczyłem się tam ładnych kilka chwil. Po drodze ciągle mijałem jakieś małe czarne bobki i modliłem się żeby to nie był Yeti albo jakieś inne cholerstwo. W pewnym momencie stanąłem i nie wiedziałem co zrobić. W krzakach obok mnie przebiegło jakieś duże stworzenie i narobiło mi niezłego stracha. Tym bardziej bałem się iść dalej żeby nie trafić na jakieś legowisko dzików albo inne bydle z kłami. Na fotkach niżej widać że w żadną stronę nie było drogi.

Zdjęcia rozmazana bo ręce trzęsły mi się z wysiłku i ze strachu przed tym co przebiegło chwilę wcześniej obok mnie. Poza tym trudno było równowagę utrzymać bo choć nie widać tego na zdjęciach to było tam bardzo stromo. Ruszyłem dalej bo co miałem zrobić. W końcu dotarłem do jakiejś ścieżynki. Zauważyłem na niej nawet dość świeże ślady opon rowerowych więc pomyślałem że pewnie nie daleko jest jakieś schronisko albo coś. Niestety bardzo się myliłem.
Mogłem wreszcie usiąść na rower i pojechać jak na rowerzystę przystało, nie musiałem już pchać maszyny pod stromą górę. Za jakiś czas trafiłem na szeroki, chyba uczęszczany szlak. Miałem opcję jazdy w górę lub w dół. Decyzja nie była łatwa bo z jednej strony chciałem piąć się jak najwyżej, ale z drugiej było już dość późno i słońce zaczynało opadać coraz szybciej.

Uznałem że mam jeszcze trochę czasu a w razie czego droga w dół nie powinna zająć mi dużo czasu więc powinienem zdążyć przed nocą. Poza tym miałem ze sobą lampki do roweru więc jako tako zabezpieczony. Problem tkwił w tym że tak naprawdę nie znałem tej trasy i nie wiedziałem dokąd prowadzi droga w dół i w górę. Postąpiłem mało rozważnie i pojechałem w górę. Trafiłem w miejsce z którego mogłem patrzeć na całą panoramę Bielska, była tam ławka i łysy stok, wiedziałem gdzie jestem bo to miejsce bardzo charakterystyczne, widzę je z okna :). To był stok Szyndzielni. Tam zrobiłem kilka zdjęć i ruszyłem dalej ku górze nie bacząc na to że zapadał zmrok. Wiedziałem że gdzieś nie daleko musi być schronisko.


Po drodze minąłem grupkę chłopaków schodzącą w dół. Zapytałem czy do schroniska daleko, odpowiedzieli że schodzą już jakieś 10min. Pomyślałem że skoro oni schodzą 10min to ja będę wchodził pół godziny. A za pół godziny było by już ciemno. Miałem w portfelu jakieś 30zł więc mogłem liczyć na nocleg, musiałem tylko dotrzeć na górę. Wyszedłem na stok przy wyciągu narciarskim, gdzieś między schroniskiem a kolejką linową. Minąłem po drodze jeszcze dość sporą grupkę turystów schodzących na dół i dotarłem do schroniska.

Powrót do domu był możliwy, ale nie miał sensu. Nie miałem nawet głupiego kasku a perspektywa upadku podczas zjazdu i utraty przytomności w dzikim lesie w górach, nie była zbyt optymistyczna. Zostałem więc na noc w Schronisku Szyndzielnia za 23zł. Zasnąłem momentalnie. Około 24, może 1 w nocy obudziła mnie ulewa za oknem. Burza trwała ładne 3 godziny albo i dłużej, nie wiedziałem jaki był czas bo bateria w telefonie mi padła. Nie spałem przez cały czas, udało mi się zapaść w sen dopiero gdy deszcz przestał padać, było coś koło 3, może 4 w nocy. Następnego dnia po godzinie 10:00 wyszedłem ze schroniska. Zjadłem kanapkę, napiłem się i popatrzyłem na mapę turystyczną wywieszoną przed schroniskiem. Wyraźnie było napisane że Szyndzielnia leży 1028m.n.p.m. Jeszcze 5 min wcześniej byłem pewien że Szyndzielnia to najwyższy szczyt w tym regionie. Aż ujrzałem piękny ciąg cyferek, 1117m.n.p.m i napis Klimczok. Decyzja była prosta, skoro jest 10 rano a do pracy mam dopiero na 14 to czemu by nie zaliczyć jeszcze jednego szczytu. Droga na Klimczok nie była łatwa, musiałem prowadzić rower przez spory kawałek. Burza w nocy narobiła trochę bałaganu, masa kamieni i błota. Do tego śnieg i śliskie podłoże. Ale wejście na Klimczok nie sprawiło mi większych trudności. Dotarłem na szczyt i odpocząłem sobie 15 minut. Nie zrobiłem żadnych zdjęć bo baterie w aparacie zdechły a zapasowe akumulatorki nie chciały działać, albo się nie naładowały albo coś z nimi było nie tak. Wkurzyłem się wtedy ładnie. Ale co miałem robić, odpocząłem, napiłem się i pojechałem dalej w stronę Trzech Kopców. Nie było łatwo bo jak już pisałem burza przeorała wszystkie szlaki. Gdzieś na Trzech Kopcach zrobiłem odpoczynek bo widok był nieziemsko piękny i po prostu chciałem popatrzeć i pooddychać świeżym powietrzem. Wtedy też wpadłem na idiotyczny pomysł żeby wyregulować tylny hamulec, który zaczął ocierać o tarczę. Nie skończyło się to dobrze. Niechcący wcisnąłem wskazujący palec prawej ręki w kręcącą się tarczę hamulcową. Ułamek sekundy i zobaczyłem tylko jak leje się krew. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak by palec był obcięty i wisiał tylko na kawałku skóry. Ale nie przyglądałem się, chwyciłem chusteczkę i bandaż, który całkiem przypadkiem miałem w plecaku. Zrobiłem prowizoryczny opatrunek i ruszyłem dalej chcąc jak najszybciej dotrzeć do domu. Niestety droga była cholernie trudna. Zjazdy ekstremalnie strome i wszędzie pełno błota, koleiny wydrążone przez spływającą wodę i grząska nawierzchnia sprawiały że nie dało się panować nad kierownicą. Mimo praktycznie cały czas wciśniętych hamulców i tak sunąłem w dół z dużą prędkością bez możliwości zatrzymania się. Puszczenie klamek hamulcowych w moim przypadku równało się poważnemu wypadkowi. Raz o mały włos nie wpieprzyłem się w wyrwę w ziemi, jadąc z góry nie było jej widać, dostrzegłem ją ułamek sekundy przed tym jak z niej zeskoczyłem. Sam nie wiem jak to zrobiłem ale chyba wcześniej oglądane filmiki o DH czegoś mnie jednak nauczyły. Gdybym mocno nie odchylił ciała do tyłu to leżał bym gębą w błocie, pewnie z rozwaloną głową i sam Bóg wie co jeszcze. Na szczęście dałem radę. Choć dalej nie było wcale łatwiej. Nie obyło się bez upadków. Dwa, może trzy razy przeleciałem przez kierownicę jak szmaciana lalka a rower został w miejscu zagrzebany w błocie. Na zjeździe było bardzo dużo głębokich kolein zalanych grząską warstwą błota, żadne umiejętności tam nie pomagały bo tych wgłębień zwyczajnie nie było widać. W pewnym momencie zacząłem się po cichu modlić żeby ta trasa się już skończyła, ale nic z tego. Rękę miałem całą we krwi bo z palca mi ciągle ciekło. W końcu trafiłem przed potok Barbara (tera wiem jak się nazywa, wtedy nie wiedziałem). Wszędzie pełno wody i błota, no ale jak już się przedostałem przez ten chlew to dalej była utwardzona droga na dół. Ulga jaką wtedy poczułem była nie do opisania. Nie wiedziałem gdzie jadę, ale ważne było żeby jechać w dół. Po drodze minąłem jakiegoś rowerzystę, zatrzymałem się kilka metrów dalej i poczekałem na niego. Zapytałem czy ma mapę, nie miał, więc spytałem dokąd prowadzi ta droga. Powiedział że do Wapienicy, więc pojechaliśmy spokojnie razem. Później się okazało że jesteśmy nad Zaporą, a stamtąd droga prosta :). Jeszcze tylko szybki zjazd w dół i przez miasto do domu. Pogadałem trochę w czasie drogi z tym gościem i na lotnisku każdy pojechał w swoją stronę. W domu nie mogłem odwinąć bandaża bo był zalany krwią, która z wierzchu była skrzepnięta i wszystko było sklejone do kupy. Słabo mi się zrobiło jak przemywałem ranę woda utlenioną ale jakoś wytrzymałem. Paskudnie to wyglądało, z resztą nadal wygląda. Ale żyję, teraz siedzę na L4 do wtorku więc się trochę poobijam ;).

Podsumowując:
Pierwszy dzień:
Szyndzielnia 1028m.n.p.m i nocleg w schronisku.
Drugi dzień:
Klimczok 1117m.n.p.m.
Trzy Kopce 1082m.n.p.m (750m na południowy-zachód od Klimczoka).
Sucha Żłobina (źródło potoku Barbara na wysokości ok. 980m.n.p.m).
Rezerwat Przyrody Szyndzielnia (obejmuje strome stoki góry Trzy Kopce).
Zapora im. Ignacego Mościckiego 478m.n.p.m (zapora w Wapienicy - Jezioro Wielka Łąka).
Cóż, jestem z siebie dumny. To był mój drugi wypad w góry na rowerze. Przy zerowej kondycji fizycznej to chyba wyczyn nie lada ;).

PS. Wybrałem najlepsze zdjęcia. Drugiego dnia padł mi aparat i najpiękniejsze widoki oraz najcięższe zjazdy mogłem jedynie zapisać w głowie. Szkoda, bardzo tego żałuję bo wiele się działo w drodze powrotnej.




Dane wyjazdu:
0.00 TRP
0.00 Teren
RID
AVS
0.00 MAX
°C
M
Rockrider 9.1

Uchwyt na aparat Explore Area v1.0 by BE3/TiViG

Niedziela, 11 kwietnia 2010 · Dodano: 11.04.2010 | Komentarze 5

Witam.
Postanowiłem wykombinować sobie uchwyt do roweru umożliwiający zamocowanie aparatu. Nazwałem go Explore Area v1 :).

http://www.bikeforum.pl/picture.php?albumid=675&pictureid=5403
http://www.bikeforum.pl/picture.php?albumid=675&pictureid=5402
http://www.bikeforum.pl/picture.php?pictureid=5402&albumid=675&dl=1270949461&thumb=1
http://www.bikeforum.pl/picture.php?albumid=675&pictureid=5401
http://www.bikeforum.pl/picture.php?pictureid=5401&albumid=675&dl=1270949461&thumb=1
http://www.bikeforum.pl/picture.php?albumid=675&pictureid=5400
http://www.bikeforum.pl/picture.php?pictureid=5400&albumid=675&dl=1270949461&thumb=1
http://www.bikeforum.pl/picture.php?albumid=675&pictureid=5399
http://www.bikeforum.pl/picture.php?pictureid=5399&albumid=675&dl=1270949461&thumb=1
Tu kilka fotek plus jedna z opisem uchwytu. Zdjęcia robione telefonem więc się nie czepiajcie jakości :).

Elementy ExA v1 (Explore Area v1) to uchwyty z błotników rowerowych. Kiedyś jak pracowałem jako serwisant to miałem okazję pożyczyć kilka takich różnych rzeczy, które były niepotrzebne :D. Nie są to uchwyty takie jak przy światełkach odblaskowych, te są znacznie grubsze i solidniejsze. Po skręceniu całości uchwyt jest stabilny i nie lata na boki. Nie testowałem go jeszcze ale myślę że będzie odporny na wstrząsy podczas jazdy. Na zdjęciach widać 3 elementy ramienia uchwytu, ale można go dodatkowo usztywnić odejmując środkowe ramię. Wtedy zostanie tylko 2 elementy, trzeba będzie jedynie przymocować całość do kierownicy a nie jak na zdjęciach do mostka. Na żywo wygląda to jak oryginalnie kupiony w sklepie uchwyt na aparat, stąd pomysł z nazwaniem swojego wynalazku :). Ramiona uchwytu są mocowane szybko-śrubami więc w każdej chwili bez używania narzędzi można zmienić pozycję aparatu, układ uchwytu czy miejsce mocowania, np. do sztycy czy do ramy (w tym przypadku trzeba zmienić mocowanie, widać je na zdjęciu poniżej).
http://www.bikeforum.pl/picture.php?albumid=675&pictureid=5405
http://www.bikeforum.pl/picture.php?pictureid=5405&albumid=675&dl=1270949461&thumb=1
http://www.bikeforum.pl/picture.php?albumid=675&pictureid=5404
http://www.bikeforum.pl/picture.php?pictureid=5404&albumid=675&dl=1270949461&thumb=1
Ustawienia takiego uchwytu są ograniczone jedynie ilością elementów łączących. Jeśli mamy ich wystarczająco dużo i o różnych kształtach to możemy umieścić aparat gdziekolwiek chcemy. Ostatnio był temat o tym jak nagrać pracę amora podczas jazdy. ExA v1 umożliwia zamocowanie aparatu pod dolną rurą w dowolnej pozycji, tak aby aparat patrzył na golenie amortyzatora. Można też nagrać pracę dampera, przerzutek lub czegokolwiek innego.

Jeśli chodzi o bezpieczeństwo aparatu. No cóż, nie jest on niczym osłonięty ani zabezpieczony. Uchwyt nie powinien ulec złamaniu ale podczas upadku można uderzyć aparatem np. w kamień. Można go owinąć folią ochronną, albo zamknąć w jakimś pokrowcu i wyłożyć pianką. Ale chyba najlepszym wyjściem jest po prostu nie zaliczanie wypadków ;). Jeśli chodzi o mój aparat to może być problem jedynie z gwintem (chodzi o gwint, do którego mocuje się statyw, bo to do niego jest wkręcona śruba mocująca), jest on plastikowy i łatwo może się wyłamać lub obrobić. Wtedy trzeba będzie kombinować, ale powinno być dobrze, poza tym takiego aparatu to nawet by mi nie było szkoda :P.

Jak tylko zrobię testy w terenie to dam znać czy wszystko działa tak, jak mam nadzieję że będzie działało :). Komentarze mile widziane!
Kategoria Warsztat




Dane wyjazdu:
26.70 TRP
6.70 Teren
02:00 RID
13.35 AVS
0.00 MAX
°C
M
Rockrider 9.1

Tu i ówdzie.

Piątek, 9 kwietnia 2010 · Dodano: 09.04.2010 | Komentarze 0


Przedwczoraj albo trzy dni temu wybrałem się z dziewczyną na rowerek. To był jej pierwszy raz na nowym bajku. Jak dla mnie to zdecydowanie za wolno ale cóż, trzeba się poświęcać ;). Zatrzymaliśmy się przy takiej chatce z barem dla rowerzystów, usiedliśmy na ławeczce przed płotem i patrząc na góry sączyliśmy piwko. Pogoda była nijaka ale po kilku chwilach pojawiło się słonko i nawet sarenki sobie śmignęły przed Nami, tak że tylko białe dupy im się w słońcu świeciły hehe :). Strzeliliśmy jakieś 10km spokojnym tempem.

A tu moja szpetna morda =]. Nie mam zwyczaju rozsyłania moich fotek po sieci ale cóż, trzeba się w końcu pokazać jeśli mam zamiar się spotykać z bikerami z BB :).

PS.
Tam na pierwszej fotce nie mam żadnego cukierka w buzi ani wielkiego pryszcza na policzku, po prostu foto tak wyszło, strzeliłem minę hehe.

A wczoraj planowaliśmy wspólny wypad ale doszło do kłótni, niemalże do zerwania ze sobą, no i każde pojechało w swoją stronę. Ja wybyłem gdzieś na obrzeża miasta, jeździłem po torowiskach, jakiś fabrycznych osiedlach i daleko za miasto. Nie wiem gdzie byłem bo jechałem w ślepo. Dopiero jak zaczęło się ściemniać to zacząłem drogę powrotną bo nie miałem przedniej lampki. Nie zrobiłem dużo bo 16km ale większość to podjazdy i szczerze poczułem zmęczenie. A po powrocie do domu cała sytuacja z Ewką (Ewelina ale mówią jej Ewka) jakoś ucichła i na razie jest dobrze.

Dzisiaj byłem w Decatchlonie po spodenki z wkładką. Planowałem kupić inne ale kupiłem te RR 6 Shorts Black z promocji za 119zł, przebitka z ceny 179zł. Więc chyba dobry interes. Spodenki są całkiem fajne, nie jeździłem w nich jeszcze i nie wiem jak u nich z wentylacją itd, ale sprawdzę to jutro po pracy albo w niedzielę. Do spodenek są wpinane bokserki i to właśnie one mają pampersa :). Można je wykorzystać bez problemu do innych spodni. I kupiłem jeszcze pedały aluminiowe bo te za dychę z supermarketu mi się rozpadły wczoraj w drodze. Oglądałem też buty SPD bo aż żal patrzeć jak na półce w pokoju marnują się całkiem dobre zatrzaski Wellgo WPD-823, ale 300zł na razie nie mam więc muszę się zadowolić tym, na co mnie stać.
Kategoria 010-050km, Zdjęcia




Dane wyjazdu:
44.79 TRP
25.00 Teren
01:45 RID
25.59 AVS
105.00 MAX
°C
M
Rockrider 9.1

Wyprawa do nikąd aż na Dębowiec.

Niedziela, 4 kwietnia 2010 · Dodano: 04.04.2010 | Komentarze 8



Napisałem bardzo długiego posta, który się nie zapisał i nie mam już siły opisywać wszystkiego jeszcze raz tak dokładnie jak wcześniej. W ogóle nie mam już siły.

Tutaj link do galerii z wycieczki WYPRAWA DO NIKĄD... Fotki są opisane więc będzie wiadomo o co chodzi. Ja napisze tylko że jestem z siebie zadowolony. To był mój drugi raz na rowerze i zaliczyłem maksymalną prędkość 105km/h oraz co ważniejsze swój pierwszy prawdziwy zjazd z prawdziwej góry. Wiedziałem że ten sport jest ekstremalny, ale nie sądziłem że aż tak. Ale to jest to co chcę robić. Wysiłek, pot, łzy, adrenalina i pełna satysfakcja z tego że dało się radę. Jestem zadowolony z siebie i z mojego RR. Szkoda że wcześniejszy wpis się skasował, ale trudno. Zapraszam do galerii i pozdrawiam wszystkich nowicjuszy i nie tylko ;).

PS.
Chyba mam źle licznik ustawiony.
Kategoria 010-050km, Wyprawy




Dane wyjazdu:
30.00 TRP
30.00 Teren
01:30 RID
20.00 AVS
82.00 MAX
°C
M
Rockrider 9.1

Pierwsz raz po raz drugi =]

Sobota, 3 kwietnia 2010 · Dodano: 03.04.2010 | Komentarze 2

Po wyregulowaniu tego co opisałem w pierwszym poście, jazda okazała się bajecznie lekka. Pokonałem jeszcze raz podobną trasę, odwiedziłem te same miejsca i pojechałem w siną dal. Mimo braku sił jechałem dalej nie chcąc wracać do domu, robiło się coraz zimniej i dupa mnie co raz bardziej piekła od siodełka :P. Ale i tak nie chciałem wracać do domu. Pierwszy raz poczułem prędkość przy 75km/h podczas zjazdu wąską dróżką i omal nie zaliczyłem czołówki z jakimś autem, ale hamulce dały radę przy dużej prędkości. Z niedowierzaniem że mogłem tyle wbić na licznik (nie mam porównania, nie wiem ile to jest szybko a ile wolno na rowerze) pojechałem dalej i po chwili pokonując kolejny podjazd zacząłem sunąć z górki. W momencie kiedy spojrzałem na licznik było 82km/h i szczerze powiem że mogłem jechać szybciej ale się bałem. Nie czuję tego roweru jeszcze tak dobrze i nie ufam mu dostatecznie mocno żeby pędzić na złamanie karku. Poza tym nie mam kasku ani ochraniaczy. Nie wiem ile pokonałem podjazdów, ile zjazdów, ale wiem że momentami było ciężko i pojawiały się nawet chwile zwątpienia "nie wjadę, zawrócę i znajdę inną drogę", ale przystając na chwilkę jechałem dalej i ani metra nie podprowadziłem roweru, ani na minutę z niego nie zszedłem.
Dla zapalonych rowerzystów, którzy praktykują od kilku lat to pewnie żaden wyczyn pokonać 46km jednego dnia. Ale dla mnie to wielki sukces, bo to był mój pierwszy raz i jestem z siebie dumny. Moim celem jest podjazd na Szyndzielnie w Bielsku-Białej i będę go realizował :).
Kategoria 010-050km




Dane wyjazdu:
16.00 TRP
16.00 Teren
00:43 RID
22.33 AVS
0.00 MAX
°C
M
Rockrider 9.1

Pierwszy raz =]

Sobota, 3 kwietnia 2010 · Dodano: 03.04.2010 | Komentarze 4

Jazdę próbną mam już za sobą. Wrażanie jak najbardziej pozytywne. Rowerek spisywał się jak należy. Niestety traciłem wiele energii bo tylny hamulec zaciskał tarczę i spowalniał bieg koła, do tego mało powietrza w obydwu dętkach. Moje tymczasowe pedały też były strasznie oporne. Po powrocie ustawiłem hamulce jako tako w miarę możliwości, wydaje mi się że jest dużo lepiej bo mimo iż nadal minimalnie ocierają o tarczę to nie spowalniają już koła tak jak wcześniej. Nasmarowałem pedały i dopompowałem powietrza. Skończę jedzonko i jadę na drugą jazdę testową :).

PS.
Jest jedna rzecz na której totalnie się zawiodłem. Aż wstyd się przyznać ale cóż, chodzi o moją kondycję :D.
Kategoria 010-050km